13 listopada 2011

Gęsina na św. Marcina i Delikatesy Esencja


Dzień Niepodległości postanowiłyśmy uczcić wraz z Amber, koleżanką z kulinarnej blogosfery, wspólnym wybraniem się do restauracji na danie z gęsiny. Poszukiwanie odpowiedniego miejsca rozpoczęłam od strony gesina.pl. Miałam nadzieję, że znajdę na niej adresy restauracji biorących udział w corocznej akcji Gęsina na św. Marcina. Oficjalna lista jest  zamieszczona na stronie, ale wymienione są na niej tylko dwie warszawskie restauracje. Jedną z nich jest Atelier Amaro, którą już wcześniej umieściłyśmy z Amber na naszej liście "do odwiedzenia". Zadzwoniłam do nich i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu dowiedziałam się, że Atelier Amaro będzie w dniu 11.11.2011 nieczynne. Dziwna decyzja, żeby zamykać restaurację w dniu rozpoczęcia akcji, której jest się oficjalnym uczestnikiem. To właśnie 11-go listopada ludzie mają największą chęć zjeść danie z gęsiny. Mówi się trudno - do Atelier Amaro wybierzemy się innym razem.


Na szczęście inni warszawscy restauratorzy nie zasypiają gruszek w popiele i przygotowali okazjonalne menu na Dzień Niepodległości. Wiedziałam, że mogę liczyć na informacje na ten temat w serwisie Gastronauci oraz na niezawodnej stronie Restaurantica. Zapoznałam się z możliwościami. Najbardziej spodobało mi się listopadowe menu restauracji Delikatesy Esencja z daniami z gęsiny i dyni. Zdjęcie zupy-krem z dyni umieszczone w zaproszeniu na stronie Gastronauci było na tyle przekonujące, że właśnie tam postanowiłyśmy się wybrać.

Restauracja Delikatesy Esencja mieści się przy ulicy Marszałkowskiej 8. Dotarcie do niej okazało się emocjonujące. Przed wyjściem z domu nie oglądałam telewizji. Gdy wysiadłam z autobusu w okolicy Ogrodu Saskiego, pewna starsza pani zapytała mnie: "Przepraszam panią, czy jeżdżą tramwaje?" Pomyślałam: "Dlaczego miałyby nie jeździć?" i odpowiedziałam: "Mam nadzieję, że tak. Właśnie mam zamiar jechać tramwajem". Na przystanku stało sporo ludzi - pomyślałam, że to dobry znak, bo skoro czekają, to znaczy, że tramwaje pewnie jeżdżą. Szybko jednak pojawił się w pobliżu samochód służb miejskich i panowie poinformowali, żeby nie czekać na tramwaje, bo nie jeżdżą. Nie wiedziałam jeszcze dlaczego, ale trzeba było szybko zareagować, bo do umówionej godziny spotkania zostało jeszcze tylko 10 minut. Na szczęście w centrum  Warszawy oprócz tramwajów i autobusów jest jeszcze metro i błyskawicznie udałam się na stację. Właśnie wyjęłam telefon, aby wybrać numer do Amber i powiadomić ją, że mogę się trochę spóźnić, gdy wyświetliło się połączenie przychodzące właśnie od niej. "Haniu, czy Ty dasz radę dojechać? Plac Konstytucji został zdemolowany i nic nie jeździ. Zostawiłam samochód przy Wiśniowej i idę pieszo." Odpowiedziałam: "Mam nadzieję dojechać metrem, właśnie czekam na stacji, a potem dojść kawałek pieszo". Metro na szczęście jeździło. Gdy wyszłam ze stacji Politechnika, zlokalizowanej w niedużej odległości od Placu Konstytucji - głównego miejsca zamieszek, sytuacja na ulicach wyglądała nieciekawie. Czułam się, jakby wybuchła wojna - nic nie jeździło, ulice zablokowane przez policję, w oddali, od strony Rozdroża słychać było odgłosy wybuchów petard, a po ulicach kręciło się dużo podejrzanych typów. Czułam się niepewnie, idąc pieszo do restauracji. Na szczęście udało się do niej dotrzeć bez przeszkód i nawet niewiele się spóźniłam. Amber była już na miejscu. To, co działo się na zewnątrz, trochę popsuło nastój święta, ale i tak ucieszyłyśmy się ze spotkania, poznania nowego dla nas miejsca i degustacji okazjonalnego menu.


Poznawanie kulinarnej strony restauracji rozpoczęłyśmy od zamówienia rozgrzewających herbat - Amber skusiła się na imbirową, ja na malinowo-pomarańczową. W mojej zamiast plasterków pomarańczy były, co prawda, plasterki cytryny, ale i tak była pyszna. Jeszcze bardziej by mi pasowała, gdyby podano ją gorącą - była jedynie ciepła.


Po rozgrzaniu się herbatą przyszła pora na zamówienie dań. Najpierw skusiłyśmy się na zupy: Amber zamówiła rosół z gęsiny, a ja zupę-krem z dyni z kozim serkiem i dukka, której zdjęciem na stronie Gastronauci zachwyciłam się dzień wcześniej. Okazało się, że w rzeczywistości zupa prezentowała się równie apetycznie jak na zdjęciu i była przepyszna - miała słodkawy smak urozmaicony kozim serkiem i  prażonymi ziarnami z dodatkiem soli morskiej. Byłam zachwycona tą zupą i chętnie zjadłabym ją ponownie. Może uda mi się ugotować podobną w domu - będę próbować. Amber chwaliła również smak rosołu.


Jeśli chodzi o danie główne, obie zamówiłyśmy to samo, a mianowicie udko gęsie podane z puree ziemniaczanym i sałatką z buraków i gruszki.


Danie było pyszne - zachwycił mnie nie tylko smak gęsiny, ale także śliwkowo-korzenny smak sosu, z którym była podana. Z gęsiną dobrze komponowały się gruszki i buraczki składające się na sałatkę, przy czym obie zgodnie stwierdziłyśmy, że przydałoby się podkręcić smak buraczków kilkoma kroplami octu balsamicznego, bo był on za mało wyrazisty. Bardzo smakowało mi puree ziemniaczane z dodatkiem sporej ilości drobno posiekanej natki pietruszki. Też zrobię takie w domu przy najbliższej okazji.


Nie mogłyśmy sobie odmówić zamówienia jednego z patriotycznych deserów w barwach narodowych przygotowanych przez restaurację specjalnie na ten dzień. Do wyboru był sernik z sosem malinowym i tiramisu z dodatkiem granatu. Kusiła także szafranowo-kardamonowa panna cotta, ale ostatecznie zdecydowałyśmy się obie na tiramisu. Co prawda, jestem trochę sceptyczna w stosunku do tego deseru, bo można go znaleźć w menu większości warszawskich restauracji, a ja lubię poznawać nowe smaki, jednakże tym razem nie żałowałam, że zdecydowałam się właśnie na tiramisu, bo okazało się pyszne. Spodobało mi się, że jest podawane w szklaneczkach. Cierpki smak granatu ciekawie komponował się ze słodyczą deseru.


W Delikatesach Esencji spodobało mi się to, że menu zmienia się co miesiąc i jest ono skomponowane na bazie tego, co jest dostępne sezonowo. Bardzo ciekawy zwyczaj. Dzięki temu, odwiedzając tę restaurację za jakiś czas, będę mogła wybierać potrawy z nowego menu. 


Podsumowując, bardzo smakowało mi jedzenie w Delikatesach Esencji, a to jest w przypadku restauracji najważniejsze. Spodobała mi się też miła obsługa i jej naturalne, niewymuszone zainteresowanie, czy nam smakowało. Chętnie bym tam jeszcze wróciła, aby spróbować innych dań. Okazale wyglądały żeberka z pęczakiem, które zamówiono przy sąsiednim stoliku. Zachęcano nas też do skorzystania z oferty lunchowej i niedzielnego śniadania, które wydały się korzystne.

Restauracja ma nieformalny wystrój i klimat. Jest w niej gwarno - choć tego nie widać na powyższych zdjęciach, przychodzi do niej sporo ludzi. Nadaje się najbardziej na spotkanie w gronie znajomych.

Ceny, moim zdaniem, adekwatne do jakości i trzymające się w warszawskich standardach. Rachunek za 3 dania i dwie herbaty wyniósł nieco ponad 100 zł od osoby. Przyzwyczajona jestem do tego, że taką mniej więcej kwotę trzeba wydać, idąc na kolację do restauracji w Warszawie.

23 komentarze:

  1. Haniu,jaki ciekiawy wspomnieniowy post!
    Gęsina była warta naszej wyprawy w czasie zamieszek na cześć ,wolności'.
    I zdjęcia się udały.
    Dziękuję za wspólne gęganie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Amber, ja też dziękuję za miłą, wspólną kolację. Fajny miałyśmy pomysł, aby wybrać się na gęsinę w tym dniu i cieszę się, że wieczór się udał mimo zamieszek. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haniu, Twoją foto-relację przeczytałam i obejrzałam z ogromnym zainteresowaniem i... zazdrością!
    Adres restauracji już sobie zapisuję i koniecznie trzeba będzie namówić Rodzinkę na wycieczkę do Centrum ;)
    Pzdr Aniado

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w Esencji dzień później:) Obyło się już bez przygód rodem z wojennych filmow:) Też poszłam z planem skosztowania menu z gęsi. Niestety w sobotni wieczór wszystkie gąski zostały już zjedzone, przynajmniej jesli chodzi o dania główne, udało nam się spróbować tylko okrasy, czyli tatara z gęsi, był doskonały. Jadłam za to sałatkę z dyni i żeberka o których piszesz. Oba dania były rewelacyjne. Relacja wkrotce na blogu, na razie nadrabiam zaleglosci...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, cieszę się, że moja relacja zachęciła Cię do wybrania się do Delikatesów Esencji. Mnie z kolei do pójścia na danie z gęsiny zachęcił przepis na pieczoną gęś zamieszczony na Twoim blogu.

    Restaurantica, skusiły nas te same oferty :-)) Cieszę się, że udało się nam zamówić danie główne z gęsiny. Na żeberka też bym się wybrała, bo wyglądały wspaniale. Czekam z ciekawością na Twoją relację.

    Pozdrawiam Was!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam niemal z zapartym tchem, bardzo wciągająca relacja! ;) A jak wspaniale oddałaś w słowach smaki... Ta zupa rzeczywiście warta odtworzenia, cudnie wygląda... Gęsinę raz jadłam, przyrządzoną przez rodowitą Czeszkę. Oj, odchorowałam ja to! :D Ale smaku rosołu z gęsi bardzom ciekawa! ;)
    Pozdrawiam, Haniu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu, szkoda, że masz złe doświadczenia z gęsiną, bo jest bardzo smaczna. Mam nadzieję, że nie zniechęciłaś się na dobre do tego mięsa.

    Cieszę się, że relacja się spodobała. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Haniu, nie, ja nawet każdych flaków próbuję od wielu lat próbując się do nich przekonać, haha! Niestety dotychczas bezskutecznie...
    Tymczasem postanowiłam Cię wyróżnić, wpadnij poczytać chociaż. :)http://kuchniaprezydentowej.blogspot.com/2011/11/risotto-z-szynka-pomidorami-ruccola-i.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, już widziałam wyróżnienie. Dziękuję, bardzo mi miło z jego powodu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Już tu byłam i czytałam i myślałam, że zostawiłam komentarz... Nic to. Gęsinę uwielbiam. Ten smak mnie pociąga, choć w knajpie bywa źle odgrzana - zresztą tak samo jak kaczka...

    OdpowiedzUsuń
  11. Smacznie się czytało i naprawdę zachęcająco to opisałaś. I brawo dla restauracji:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawa recenzja, najbardziej podoba mi się sezonowe menu. Kiedyś tam się z pewnością wybiorę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo apetycznie wygląda to tiramisu, poza tym ja kocham granaty więc zjadłabym z chęcią ;) Bardzo interesujący opis i udane zdjęcia ;) Pozdrawiam i zapraszam na mojmalykulinarnyswiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. swietny post i te dania naprawde prezentuja sie wysmienicie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo ciekawa relacja:) Ta gąska (inne dania też) wygląda smakowicie i gruszka & burak (love, love!). A z tymi smakami to czasem bywa tak, że zwykła zupa pomidorowa przygotowana przez kogoś innego jest czymś zupełni nowym:) A spis restauracji jest na stronie czasnagesine.pl bo to oni organizują akcję restauracyjną w Polsce. :) Ta warszawska restauracja jak marzenie. Sezonowe menu. Czego chcieć więcej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Haniu-Kasiu, jakie to musiało być miłe spotkanie:). Ile ta Warszawa ma możliwości...
    Bardzo rzetelnie piszesz o wrażaniach, a jednocześnie są w tym miłe emocje:)
    I spotkania i gęsiny zazdroszczę, bo nie było mi dane kosztować ani jednego, ani drugiego...

    OdpowiedzUsuń
  17. I tak nie mam mozliwosci odwidzenia przybytkow o ktorych piszesz, ale lubie czytac relacje. Gesina srednio mnie pociaga, bo mialam okazje ja jesc w dzeicinstwie, ale zainspirowala mnie zupa dyniowa i tez cos pokombinuje w tym temacie.
    Jak bedziesz w tej indyjskiej restauracji, ktora ostatnio opisywalas, czy moglabys sie zapytac skad biora takie piekne malowane naczynia gliniane o ile w ogole zechca zdradzic.

    OdpowiedzUsuń
  18. Thiesso, nie wiem, jak szybko będę znowu w indyjskiej restauracji, którą opisałam, bo do przetestowania czeka w kolejce kilka innych fajnych miejsc. Obawiam się, że naczynia sprowadzili na własną rękę z zagranicy. Kiedyś rozmawiałam z właścicielem innej restauracji indyjskiej w Warszawie i powiedział mi, że wyposażenie restauracji w dużej części zostało sprowadzone przez nich z zagranicy, może nawet bezpośrednio z Indii.

    Jeśli masz w planie ugotować zupę dyniową, ta którą jadłam była z nutą pomarańczy - zapewne dodano świeżo wyciśnięty sok.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzieki. A z ta zupa cos pokombinuje.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja też uwielbiam "esencyjne" jedzenie. Na gęsinie niestety nie byłam, ale menu wygląda smakowicie. Jeśli ktoś lubi gęsinę, zawsze świeże, oryginalne, zmieniające się co tydzień menu i dobre wino, to polecam winebar Jung&Lecker przy Emilii Plater 14. Na facebooku zawsze można znaleźć aktualne menu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Winebar Jung&Lecker znajduje się na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się tam dotrzeć. Słyszałam wiele dobrego o tamtejszej kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  22. ...nie polecam atelier Amaro w dniu 11 listopada, można spotkać kilkutysięczny tłum , podpalane wozy TVN-u i raczej martwimy się czy coś zostanie z atelier niż o gęsinę ... myślę ,że to bedzie nasza tradycja zamykania atelier w tym dniu , bo traffic od lat wzrasta wokół placu Na rozrożu...z poważaniem ...Wojciech Modest Amaro

    OdpowiedzUsuń