9 lutego 2010

Lab Gai - tajska sałatka z kurczaka na ostro z ryżem prażonym


Ostatnio mam fazę na eksperymenty z kuchnią tajską. Pomysły na potrawy czerpię z sieci. Po daniach na ciepło przyszła kolej na sałatki. Moją uwagę zwróciła sałatka z kurczaka z dodatkiem prażonego ryżu noszącego nazwę Khao Koor . W sieci przepisy na tę sałatkę występują pod różnymi nazwami: Lab Gai (video1, video 2), Laab Gai, Lahb Gai a także Larb Gai. Nie wiem, która z nazw jest właściwa. Przepisy różnią się też nieznacznie od siebie składnikami - w niektórych dodaje się czerwoną czebulę, w innych szalotkę, w niektórych także galangal - kłącze podobne do imbiru. Przestudiowałam sporo przepisów na różnych stronach, zanim udało mi się znaleźć informację, jak przyrządzić ryż do sałatki - w Tajlandii funkcjonuje on jako gotowa przyprawa dostępna w sklepach. Okazało się, że nie jest to wcale trudne. Wystarczy wrzucić kilka łyżek suchego ryżu jaśminowego na suchą, rozgrzaną patelnię i prażyć na średnim ogniu, mieszając, aż stanie się złotobrązowy. Zdjąć z ognia, ostudzić, zmielić niezbyt drobno w młynku do kawy, pieprzu, w blenderze lub utłuc w moździerzu.

Składniki:
(dla 4 osób)
- 1 duża pierś kurczaka
- 2 dymki
- 2 łyżki posiekanej mięty
- 2 łyżki posiekanej kolendry
- 1-2 czerwone cebule
- 1 łyżeczka suszonego, mielonego chili (lub więcej, jeśli ktoś woli ostrzejsze smaki)
- pół filiżanki bulionu drobiowego
- 3 łyżki prażonego, mielonego ryżu
- sok z 1-2 limonek
- 2 łyżki sosu rybnego
- 1 łyżeczka mielonego imbiru (opcjonalnie)

Kurczaka zmielić, podsmażyć na rozgrzanej patelni na niewielkiej ilości bulionu, rozdzielając mięso łyżką, aby nie tworzyły się zbyt duże grudki. Dodać chili, cienko pokrojoną cebulę, dymkę, podlać sosem rybnym, krótko podsmażyć razem z mięsem, dodać posiekaną miętę i kolendrę oraz zmielony ryż i sok z limonki.

W Tajlandii sałatka serwowana jest z ryżem. Można ją też podać z sałatą i świeżym ogórkiem. 

Sałatkę można przyrządzać również z innych rodzajów mięs, a także z dodatkiem makaronu sojowego - w wersji z makaronem potrawa nosi nazwę Lab Woonsen.

7 lutego 2010

Ryż smażony z kurczakiem i bazylią po tajsku (Khao Pad Kra Prao Gai)


Składniki:
(dla 2 osób)
- 1 pierś kurczaka
- 2 filiżanki ugotowanego ryżu jaśminowego, ewentualnie innego długoziarnistego
- 1 czerwona papryka
- 2 świeże papryczki chili
- 3 ząbki czosnku
- 1 opakowanie tajskiej bazylii (można kupić w sklepach z żywnością azjatycką)
- kilka gałązek świeżej kolendry
- 1 łyżka sosu rybnego
- 1 łyżka sosu ostrygowego
(oba sosy do kupienia w sklepach z żywnością azjatycką)
- olej do smażenia
- 1/2 świeżego ogórka
- 1 limonka

Ugotować ryż. Mam dobry, sprawdzony sposób na szybkie ugotowanie ryżu na sypko. Do garnka wlewam wodę - ok. 3/4 jego objętości (wody powinno być dużo), doprowadzam ją do wrzenia, wsypuję ryż i gotuję na dużym ogniu, w odkrytym garnku przez 5 minut - po wrzuceniu na wodę ryż należy dobrze zamieszać łyżką, aby nie przywarł do dna garnka. Po 5 minutach przykrywam garnek i odlewam większość wody - w garnku powinno zostać jej tylko tyle, aby jej powierzchnia była równa z powierzchnią ryżu. Garnek stawiam na gaz, ustawiam najmniejszy możliwy płomień, przykrywam i gotuję przez 10 minut.

Kurczaka pokroić w kostkę. Czosnek i papryczkę chili utłuc w moździerzu. Paprykę pokroić w paski. W woku lub na patelni rozgrzać olej, dodać czosnek z chili, szybko zamieszać, aby się nie przypalił i od razu dodać kurczaka. Od siebie dodałam jeszcze pokrojoną w piórka czerwoną cebulę, której nie było w oryginalnym przepisie - można ją dodać opcjonalnie, jeśli ktoś, podobnie jak ja, lubi dodatek cebuli do dań. Dodać sos rybny i sos ostrygowy, smażyć kilka minut, mieszając, dodać ugotowany ryż, zamieszać, smażyć 2-3 minuty, dodać pokrojoną paprykę, smażyć przez minutę (papryka powinna pozostać chrupiąca), potem dodać liście bazylii i smażyć przez chwilę. Po usmażeniu przełożyć na talerze, posypać posiekaną kolendrą, podać z półplasterkami świeżego ogórka i kawałkami limonki.

Osobom, które nie znają kuchni tajskiej, może wydać się dziwne dodanie sosu rybnego do potrawy z mięsem, jednakże jest to dodatek powszechnie stosowany w tej kuchni. Sos rybny ma słony smak, więc nie trzeba dodawać soli. Danie jest bardzo proste i szybkie w przygotowaniu. Przyrządziłam je na postawie przepisu ze strony Thai Food Tonight, na której jest on dostępny w formie tradycyjnej oraz video (link).

6 lutego 2010

Restauracja Argentina, Warszawa

Wybrałam się niedawno ze znajomymi do restauracji „Argentina” działającej od kilku miesięcy na warszawskim Mokotowie, przy ul. Sandomierskiej 13 (okolice ulic Puławskiej i Rakowieckiej).


Specjalnością restauracji są steki z wołowiny argentyńskiej. Oprócz nich można znaleźć w karcie m.in. przekąski, zupy, a także dania z innych mięs, ryb oraz desery. Szef kuchni jest Argentyńczykiem i to on układał kartę, która jest średnio rozbudowana czyli optymalna – lista potraw jest wystarczająca, aby było w czym wybierać. Jak twierdzi znany krytyk kulinarny, Maciej Nowak, menu dobrej restauracji nie może być zbyt długie, bo w przeciwnym wypadku składniki mniej chodliwych potraw długo zalegają w lodówkach.
Godna pochwały jest obsługa w „Argentinie” – obsługująca nas kelnerka była bardzo sympatyczna i świetnie zorientowana w menu.


Sposób podania potraw, ich kompozycja i smak zrobiły na nas duże wrażenie, w szczególności specjalność restauracji – stek z polędwicy wołowej zawinięty w plaster boczku, upieczony na grillu, podany z ziemniakami po prowansalsku i grillowanymi warzywami.


Dania z wołowiny argentyńskiej są dość drogie – wspomniane danie z polędwicy kosztuje 75 zł. Cena wysoka, ale warto było spróbować. Należy podkreślić, że ceny dań nie zawierających wołowiny argentyńskiej są w tej restauracji na przystępnym poziomie. Przykładowo cena butelki dobrego wina, które zamówiliśmy w restauracji wynosi 48 zł. To samo wino w sprzedaży internetowej kosztuje 36 zł, więc restauracja nie stosuje dużego narzutu. Herbata w dzbanku (duży wybór smaków) kosztuje 7 zł – dla porównania za podobnej jakości herbatę w kawiarni przy Nowym Świecie trzeba by zapłacić 15 zł. Desery są w cenie +/- 10 zł. Mimo że większość z nas zamówiła dość drogie dania główne, końcowy rachunek nie odbiegał wysokością od przeciętnego poziomu rachunków, jakie zazwyczaj płacimy na naszych spotkaniach. Gdybyśmy nie zamówili wołowiny argentyńskiej byłby on niższy niż w innych restauracjach na tym poziomie.


Minusów było niewiele, a mianowicie przydałoby się bardziej pomysłowe czekadełko – w Argentinie są to kromki bagietki z oliwą. Przydatne byłyby bardziej szczegółowe opisy win w karcie – są podane tylko szczepy, nazwy i ceny, brakuje natomiast charakterysytki poszczególnych win, bez której dokonanie wyboru jest utrudnione, bo przecież rzadko kto jest tak wybitnym znawcą win, aby znał je wszystkie. Mimo wspomnianych, niewielkich minusów resturację oceniamy wysoko i śmiało możemy ją polecić – byliśmy bardzo zadowoleni z wieczoru spędzonego w tym miejscu. Warte podkreślenia plusy to fakt, że “Argentina” jest lokalem bez papierosa, a także, iż nie ma dopłaty do rachunku z tytułu serwisu. Napiwek daliśmy sami z siebie z przyjemnością, bo byliśmy bardzo zadowoleni z obsługi. Może właśnie nienaliczanie obligatoryjnego napiwku jest czynnikiem motywującym obsługę do większej dbałości o klientów. Przyjemnym akcentem jest też muzyka w rytmie tanga rozbrzmiewająca w restauracji.