W sklepie, w którym zaopatruję się czasem w produkty kuchni azjatyckiej (Asia Tasty w następnej hali za Mirowską), pojawiła się czarna tapioka w formie dużych pereł. Nie mogłam odmówić sobie kupienia jej i niezwłocznego spróbowania. Dotychczas preferowałam małe perełki tapioki, z powodzeniem używając ich do przygotowywania deserów. Do dużych podchodziłam z rezerwą - wydawało mi się, że wymagają dłuższego gotowania. Byłam jednak w błędzie - duże perełki tapioki, przynajmniej te, które niedawno kupiłam, przyrządza się w 5 minut. Są używane do dekorowania sałatek owocowych lub jako składnik popularnej w Azji Bubble Tea. Postanowiłam poeksperymentować i samodzielnie wymyślić deser z dodatkiem tego składnika. Azjatyckie smaki tapioki i mleka kokosowego połączyłam z polskimi owocami, a mianowicie czerwonymi porzeczkami przywiezionymi z działki. Wyszła z tego bardzo smaczna kombinacja. Perły tapioki trochę przypominają swoją konsystencją żelki. Deser przyrządza się szybko i prosto.
Składniki:
(dla 2 osób)
- szklanka dużych pereł czarnej tapioki
- 10 szklanek wody (do ugotowania tapioki)
- 1/3 szklanki umytych czerwonych porzeczek pozbawionych gałązek
- 2 łyżeczki wody (do przyrządzenia musu z porzeczek)
- 1/2 szklanki mleka kokosowego
- 3 łyżki cukru
- szczypta soli
Przygotowanie:
Zagotować 10 szklanek wody. Do gotującej się wody dodać tapiokę, szczyptę soli, zamieszać, gotować pod przykryciem 5 minut. Zdjąć z ognia, potrzymać kilka minut pod przykryciem, a następnie odsączyć na sicie. W małym garnuszku zagotować na średnim ogniu porzeczki z dodatkiem dwóch łyżeczek wody i 2 łyżek cukru. Gotować kilka minut, aż owoce zmiękną, a sos zgęstnieje. Zdjąć z ognia i przetrzeć przez sitko o gęstych oczkach. W drugim garnuszku podgrzać mleko kokosowe z łyżką cukru, gotować kilka minut mieszając, następnie dodać tapiokę oraz mus porzeczkowy i gotować jeszcze ok. 2 minut, mieszając. Od razu podawać na ciepło jako deser.
Hania-kasia, bardzo fajna kombinacja polsko-azjatyckich smaków! Marzy mi się jeszcze smak czarnej porzeczki plus mleko kokosowe, ale, no właśnie, mogę sobie pomarzyć... Ja tę dużą tapiokę znam właśnie z bubble tea, zabawnie się ją pije przez grubaśną słomkę :-)
OdpowiedzUsuńWow. Myslelam, ze duzo juz wiem o kuchni azjatyckiej, ale o istnieniu czarnej tapioki nie wiedzialam. Nawet wydaje mi sie, ze w Azji jaj nie wiodzialam, albo sie myle i nie zwrocilam na nia uwagi.
OdpowiedzUsuńBardzo zgrabny deser wykombinowalas.
Wygląda jak borówki:) Niesamowita!
OdpowiedzUsuńHaniu! Ten smak dla mnie zupełnie nieznany, ale jak zawsze u Ciebie, niezwykle mnie ciekawi!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
nazwa "tapioka" obiła mi się o uszy, ale nie wiem dlaczego, myślałam, że jest to coś związane z tytoniem ;) człowiek uczy się przez całe życie... Możesz mi Haniu-Kasiu zdradzić, gdzie ją kupujesz; jakiś namiar na sklep czy to stacjonarny, czy internetowy??
OdpowiedzUsuńTy zawsze znajdziesz coś czym mnie zaskoczysz i zaciekawisz. Bardzo interesujące- ciekawa jestem, czy posmakowałoby mi;)
OdpowiedzUsuńnigdy nie jadłam podobnego dania i ciężko mi nawet sobie to wyobrazić, ale po wyglądzie jestem pewna, że z ochotą bym spróbowała
OdpowiedzUsuńNajpierw myślałam, że te czarne boby to porzeczki, dopiero doczytałam, że porzeczki były czerwone:D
OdpowiedzUsuńFajne eksperymenty, aż ci zazdosczę, bo ja na razie nie mam warunków do gotowania, co dopiero mówić o jakichs ciekawszych daniach na bloga:)
Pozdrawiam!
Bee, z czarną porzeczką deser byłby jeszcze pyszniejszy - muszę koniecznie wypróbować tę wersję. Tobie się marzy czarna porzeczka, a mnie różne egzotyczne owoce i warzywa dostępne w Twoich stronach.
OdpowiedzUsuńThiesso, pewnie przeoczyłaś - czarna tapioka przed ugotowaniem wygląda niepozornie, ma buro-brązowy kolor i dopiero po ugotowaniu robi się czarna, lśniąca i zwiększa objętość.
Pincake, mnie się też bardzo podobają te kuleczki.
Aniu, dla mnie to też był nowy smak - jest nieco inny od smaku drobnej tapioki. Z przyjemnością go poznałam.
Agno, czarną tapiokę kupiłam w sklepie Asia Tasty na tyłach Hali Gwardii - w tej hali, w której jest sklep Markpol.
Malwinno, mnie samą zaskoczyło i bardzo ucieszyło moje najnowsze odkrycie kulinarne. Fajnie poznać nowy smak.
Magdo, cieszę się, że zaprezentowany przeze mnie deser Cię zaciekawił.
Ago, te bobki są bardzo fajne - ciekawie można nimi zaskoczyć gości, bo małe jest prawdopodobieństwo, ze ktoś już coś takiego jadł. Ja się też dopiero wdrażam od nowa w gotowanie, bo po remoncie jeszcze nie do końca odnalazłam się w moim mieszkaniu i w mojej kuchni, tak więc aż tak bardzo nie masz czego zazdrościć. Czekam z niecierpliwością na Twoje kolejne dania.
Pozdrawiam Was!
ciekawe danie. Pierwszy raz spotykam się też z czymś takim jak tapioka.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeść tapioki. Szkoda, że Hala Mirowska jest tak daleko od terenów, w których w stolicy bywam.
OdpowiedzUsuńW życiu nie jadłam tapioki i jestem bardzo ciekawa jak ona smakuje, muszę się rozejrzeć za nią.
OdpowiedzUsuńTapioka nie ma smaku, jeśli nie jest smakowa.
UsuńAle ma fajną, żelowatą konsystencję.
Ja zwykłą tapiokę gotuję ją z hibiskusem i jest lekko kwaśna.
Takiej tapioki to jeszcze nie widziałam! Ostatnio kupiłam zielone kuleczki, ale małe :-)
OdpowiedzUsuńNiesamowita zupka
OdpowiedzUsuńHaniu, właśnie nadrabiam urlopowe zaległości w czytaniu ulubionych blogów... Kto jak kto, ale Ty zawsze wyszperasz gdzieś ciekawe produkty! Nic tylko się uczyć :)
OdpowiedzUsuńBiałą, drobną tapiokę znam dobrze i wprost uwielbiam, teraz za Twoją namową przyjdzie kolej na wypróbowanie czarnej :) Pzdr Aniado
Ps. Haniu, bardzo Ci dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze, które co raz znajduję na moim blogu :)