26 lutego 2014

Restauracja Ganesh, ul. Marszałkowska 10/16, Warszawa



W ubiegłą sobotę wybrałyśmy się z koleżanką do restauracji Ganesh, która od niedawna działa w nowej lokalizacji, przy ul. Marszałkowskiej 10/16, dokąd przeniosła się z lokalu przy ul. Wilczej.

W warszawskich restaurajach Ganesh byłam już kilka razy i to we wszyskich trzech - na Ursynowie, przy ul. Wilczej, a także przy Grzybowskiej. Zawsze miło wspominałam odwiedziny w tych lokalach i potrawy, które w nich jadłam. Ciekawa byłam, jak restauracja radzi sobie w nowym miejscu.

Wnętrze restauracji urządzono z dbałością o szczegóły, w podobnym stylu i kolorystyce jak w poprzednim miejscu.




W indyjskich restauracjach potrawy są serwowane tak, że łatwo się nimi podzielić z współbiesiadnikami i tak też zrobiłyśmy z koleżanką - dzieliłyśmy się zamówionymi daniami, dzięki czemu każda z nas spróbowała kilku pozycji z menu.

Smażone ziemniaki z pomidorami

Na początek skusiłyśmy się na Aloo Chat - smażone ziemniaki z pomidorami (12 zł) oraz pierożki samosa z kurczakiem (14 zł), które zostały podane z dwoma sosami.

Pierożki samosa z kurczakiem
Obie przekąski były smaczne i już nimi samymi można było się najeść, bo porcje niemałe. Bardzo przypadł mi do gustu smak smażonych ziemniaków z pomidorami - proste dania często okazują się nadzwyczaj dobre. Nabrałam ochoty, aby przyrządzić takie ziemniaki w domu. W wydaniu restauracji Ganesh smakowałyby mi jeszcze bardziej, gdyby były lepiej odsmażone - cieplejsze.

Samosy były smaczne, idealnie chrupiące z wierzchu, przy czym kurczaka w nadzieniu mogłoby być trochę więcej - bardziej wyczuwałam smak innych składników nadzienia niż samego kurczaka.

Samosa z kurczakiem w przekroju

Po przekąskach przyszedł czas na dania główne. Obie skusiłyśmy się na kurczaka w sosie - koleżanka na Murgh Makhanawala, czyli kawałki grillowanego kurczaka w sosie pomidorowo-maślanym z dodatkiem śmietanki (32 zł), a ja na Murgh Tikka Masala, czyli kawałki kurczaka grillowanego w piecu w sosie Masala (34 zł). Oba dania bardzo smaczne, nie miałam do nich żadnych zastrzeżeń - duże porcje, dużo mięsa, sosy aromatyczne. Pierwsze danie było delikatne w smaku, sos miał lekko słodkawą nutę - przypadłoby do gustu tym, którzy nie lubią ostrych potraw, natomiast drugie było lekko pikantne - jak dla mnie o idealnym stopniu ostrości - tylko lekko podkręcone pikantnymi przyprawami, ale nie za ostre (takie właśnie lubię).

Kurczak w sosie pomidorowo-maślanym z dodatkiem śmietanki
Kurczak w sosie Masala

Jako dodatki do dań zamówiłyśmy placki naan z czosnkiem (14 zł) oraz smażony ryż basmati z groszkiem i przyprawami. (13 zł). Obie pozycje smaczne i duże porcje.

Smażony ryż basmati z groszkiem i przyprawami
Chlebki naan z czosnkiem
Mango lassi
Nie mogłam sobie odmówić zamówienia mango lassi (13 zł). Mimo że łatwo przyrządzić ten napój jogurtowy w domu, mam do niego taką słabość, że zawsze zamawiam, będąc w indyjskiej restauracji. W domu zresztą też robię - nie tylko w wersji z mango, ale też z innymi owocami, np. bananem.

Deser zamówiłyśmy jeden do spółki, a mianowicie indyjską chałwę z marchewki (12 zł). Dobrze, że była to tylko jedna porcja, bo więcej niż pół bym nie zjadła. Deser bardzo smaczny, ale dla mnie zdecydowanie za słodki. Indyjskie desery są bardzo słodkie - gdy robię je czasem w domu, zawsze zmniejszam ilość cukru w stosunku do oryginalnego przepisu. Hindusi najwyraźniej lubią bardziej ulepkowate słodycze niż Polacy - dla polskiego podniebienia ten deser wydał mi się za słodki. Kiedyś już jadłam chałwę z marchwi w Ganeshu i wydawała mi się mniej słodka - może poziom jej słodkości zależy od tego, który kucharz ją przyrządza. W każdym razie, niezależnie od poziomu słodkości, deser jest wart spróbowania, jeśli ktoś jeszcze nie próbował.

Indyjska chałwa z marchewki
Podsumowując, restauracja Ganesh po zmianie lokalizacji nadal trzyma dobry poziom. Ceny potraw na pierwszy rzut oka mogą wydawać się niemałe, ale porcje są duże i nie trzeba zamawiać zbyt wielu pozycji z karty, aby się najeść. Jednocześnie dania są tak przyrządzone, że nie ma się uczucia przejedzenia i ociężałości po spożyciu ich - zapewne to zasługa wielu przypraw dodawanych do potraw. Obsługa jest szybka i sprawna - zamówione dania pojawiają się na stole w krótkim czasie od zamówienia.

Chętnie jeszcze kiedyś wrócę do Ganeshu, aby zjeść jedno z moich ulubionych dań z menu tej restauracji lub spróbować czegoś nowego.


Restauracja Ganesh
ul. Marszałkowska 10/16, Warszawa

6 komentarzy:

  1. Ech, jak ja Wam zazdroszczę tych indyjskich restauracji. Gdybym miała taką na miejscu, to z pewnością raz w miesiącu bym ją nawiedziła. Niestety najbliższa w Poznaniu, też z bardzo smacznym jedzeniem. Ale najlepsze samosa jadłam w Gdyni (teraz restauracja jest w Sopocie) - nigdzie indziej nie były tak rewelacyjnie doprawione.
    A Twoja recenzja jak zawsze konkretna, podoba mi się, że podajesz ceny dań, człowiek może to sobie jakoś zobrazować (też staram się o tym zawsze pamiętać). Miejsce ładne i te ich cudowne naczynia... Ech, dopiero robiłam curry i znowu mam ochotę na coś indyjskiego. Przez to, że nie mam dostępu do restauracji gotuję po indyjsku w domu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margarytko, ja też wzdycham do indyjskich naczyń, bo jeszcze się takich nie dorobiłam, a chciałabym bardzo mieć.

      Na brak indyjskich restauracji w Warszawie nie możemy narzekać - sporo ich jest i ciągle powstają nowe. Jeszcze nie udało mi się wszystkich odwiedzić.

      Kolacja w Ganeshu zaostrzyła mi apetyt na dania indyjskie - też muszę znowu zrobić coś z tej kuchni w domu.

      Pozdrawiam!

      Usuń

      Usuń
  2. same smakowitości tu u Ciebi, bardzo miło się czyta Twojego bloga. :)

    u mnie moja pasja rękodzieło : poduchy, malowanie obrazów, decoupage, sianowije .....
    Zapraszam Serdecznie na swojego bloga i na zostanie tam na dłużej :)
    Próbuję w jakiś sposób się rozprzestrzenić po necie ze swoimi pracami, miło by było jakbyś pomogła. np. poprzez wstawienie mojego linku do siebie ? :)) Lub po prostu zawitanie u Mnie
    http://lesia-rekodzielo.blogspot.com
    Pozdrawiam Serdecznie :)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj zjadłoby się, zjadło... A tymczasem szpitalny kleik dostaję. Pozdrawiam z Ursynowa - "mieszkam" tu od trzech tygodni.

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Jakie miejsce! Muszę się koniecznie tam udać ;) Dzięki za tipa :)

    OdpowiedzUsuń