Niedawno byłam na urlopie w Szwajcarii, skąd przywiozłam dużą porcję wrażeń turystycznych i kulinarnych. Jednym z miejsc, które tam zwiedziłam, jest Jura.
Jura to pasmo górskie rozciągające się wzdłuż granicy Francji i Szwajcarii na długości ok. 270 km od łuku Rodanu powyżej Lyonu po dolinę Renu powyżej Bazylei. Średnia wysokość Jury to 700 m n.p.m. Najwyższym szczytem jest położony na terenie Francji Crêt de la Neige (1720 m n.p.m.). Góry Jura stanowią ok. 10% powierzchni Szwajcarii.
Nazwę Jura nosi też najmłodszy kanton Szwajcarii utworzony w 1979 roku z części kantonu Soloturn i Basel. Herb kantonu Jura stworzono przez połączenie elementów herbów Soloturn i Basel. Językiem urzędowym w Jurze jest francuski, jednakże z powodu bliskości granicy językowej wiele tamtejszych miejscowości jest znanych nie tylko pod francuskimi, ale także niemieckimi nazwami, jak np. stolica kantonu Delémont/Delsberg. Jest najsłabiej zaludnionym rejon Szwajcarii. Nieodłącznym elementem krajobrazu Jury są wywodzące się stamtąd konie rasy Freiberger – można je tam często spotkać pasące się swobodnie na rozległych łąkach.
Podczas wycieczki do Jury zrobiłam jeszcze jedną rzecz pierwszy raz w życiu – skusiłam się na zjedzenie dania… z koniny. Miałam opory przed zrobieniem tego, ale górę wzięła ciekawość nowego doświadczenia kulinarnego, poza tym chciałam zrobić przyjemność osobie, która zaprosiła mnie na obiad do miejscowej reatauracji specjalizującej się właśnie z daniach z koniny. Zapewniała mnie, że konina jest podobna w smaku do wołowiny, ale delikatniejsza od niej i tak rzeczywiście jest. Myślę, że było to jednak tylko jednorazowe doświadczenie kulinarne – miałabym opory przed powtórzeniem go ze względu na to, że konie wolę oglądać na łące niż na talerzu.
Z Jury pochodzi słynny ser Tête de Moine. Jego nazwa jest znana od ok. 1790, jednakże historia produkcji tego sera jest o wiele dłuższa - jest wytwarzany od wielu wieków. Jego recepturę opracowali mnisi z powstałego w roku 1136 roku klasztoru Bellelay. Pierwsze wzmianki o mnichach z Bellelay w związku z wytwarzaniem sera sięgają roku 1192. W roku 1797 mnisi zostali wysiedleni z klasztoru Bellelay, jednakże produkcja sera była kontynuowania w przyklasztornych gospodarstwach. Pod koniec XIX-go wieku powstało wiele wytwórni Tête de Moine zlokalizowanych w pobliżu Bellelay. W roku 1981 wynaleziono Girolle® - zaprojektowaną specjalnie do tego sera obrotową krajalnicę, przy pomocy której kroi się Tête de Moine w fantazyjne rozetki.
Jedną z miejscowości, w której produkuje się obecnie Tête de Moine jest Saignelégier. Zatrzymałyśmy się w niej, aby kupić ser bezpośrednio u producenta. Niestety sklepik przyzakładowy był nieczynny – zwiedzanie wytwórni i indywidualny zakup sera na miejscu jest możliwy tylko po wcześniejszym zamówieniu. Wskazano nam jednak sklep w miasteczku, w którym można kupić Tête de Moine. Cały ser (ok. 0,9 kg) kosztował tam ok. 20 CHF czyli w przeliczeniu ok. 60 złotych. W supermarketach w Szwajcarii jest nieco droższy niż w lokalnych sklepikach w rejonie jego wytwarzania. W Polsce, w sprzedaży wysyłkowej za taki ser trzeba zapłacić ponad 100 zł. Po rozkrojeniu (przekroiłam najpierw na pół i potem nadziewałam połówki na Girolle) przechowuje się bardzo dobrze i długo w lodówce – oczywiście, jeśli przykryje się go folią. Rozkroiłam go tuż po przyjeździe ze Szwajcarii w sierpniu i nadal mam jeszcze trochę w lodówce. Najlepiej smakuje bezpośrednio po ukrojeniu – delikatne, cienkie rozetki szybko wysychają. Aby dobrze pokroić Tête de Moine, musi być schłodzony, w przeciwnym wypadku krojone kawałki zaczynają się łamać – należy wtedy schować ser znowu do lodówki, aby się schłodził. Znaczenie ma nacisk nożyka Girolle przy krojeniu – jeśli naciska się za słabo, rozetki są za cienkie, jeśli za mocno, zbyt grube. Dość szybko można dojść do wprawy przy krojeniu. Przy użyciu Girolle można też kroić w rozetki specjalnie do tego celu przeznaczoną czekoladę o okrągłym kształcie.
Mam podobne zdanie, jeśli chodzi o konie :) O serze słyszę po raz pierwszy. Chciałabym kiedyś go spróbować, bo uwielbiam sery.
OdpowiedzUsuńHaniu, przywiozłaś girolle ze Szwajcarii, czy kupiłaś w Tchibo?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen jest z mleka krowiego. Nie przypomina mi w smaku żadnego z włoskich serów, które znam, ale nie znam wszystkich, więc kto wie - może jest do któregoś z nich podobny.
OdpowiedzUsuńA ktore sery wloskie znasz?
OdpowiedzUsuńGdzie Ty byłaś? W Szwajcarii? hehehehe
OdpowiedzUsuńdomena sklep turystyczny na na sprzedaż
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńSzwajcaria jest piękna latem
OdpowiedzUsuńNiesamowite miejsce, cała Szwajcaria jest niesamowita!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń